Więcej o samym Batumi można przeczytać tu: http://batumimiracle.geoblog.pl/podroz/20806/magiczne-batumi. Ja skupię się wyłącznie na plaży.
Plaża w Batumi wręcz zionie luksusem: wspaniały, długaśny deptak, masa przyplażowych sklepików i restauracji, czysto, schludnie, och i ach. Skutek jest jeden – inwazja wszelakich turystów, i to nie tylko w sezonie. Jednakże plaża jest na tyle duża (i długa), że jeśli nie zależy nam na ustronnym miejscu, to z pewnością wciśniemy się gdzieś z naszym ręcznikiem.
Plaża jest kamienista. Dla mnie oznacza to problem z chodzeniem boso, wejściem i wyjściem do/z morza i niemożność budowy ukochanych zamków z piasku. Dla wrażliwych stóp polecam specjalne buciki.
Ogromnym plusem Batumi jest możliwość wykupienia „karty rowerowej”, która uprawnia nas do wypożyczania rowerów i zwiedzania miasta na dwóch kółkach. Najlepszym do tego miejscem jest 5-cio kilometrowy deptak. W samym mieście znacznie trudniej jest znaleźć ścieżkę rowerową (co nie oznacza, że ich nie ma), a jazda po ulicach nie należy do najbardziej przyjemnych.
Zaraz za deptakiem znajduje się ogromny park, w którym można pograć w bilard i tenis stołowy, odpocząć w cieniu na ławeczkach, napić się wody z fontanny, czy też zapewnić rozrywkę dzieciakom na placu zabaw. Przejażdżkię „Diabelskim Młynem” (3 GEL, 6 PLN) polecam wyłącznie osobom chcącym zobaczyć miasto w budowie. Koło ani nie zachwyca widokiem, ani nie straszy wysokością.